Relacja - Żelazny Triathlon - 03.06.2017 czyli Triathlonowy debiut!
Start w triathlonie marzył mi się od dawna ale wiedziałem, że droga do niego nie jest łatwa. Przede wszystkim to wiedziałem, że nie zdecyduję się na start jeżeli nie będzie czuł się pewnie w wodzie i nie będę pewny tego, że przepłynę na luzie 750 m kraulem. Dlaczego 750 m? Bo naturalne było to, że zadebiutuję na sprinterskim dystansie a na nim właśnie tyle się płynie. Sprint czyli 750 m pływania, 20 km roweru i 5 km biegu.
Przez zimę i wiosnę wziąłem się ostro za basen i po kilku treningach widziałem, że czuję się na siłach aby startować. Kolejnym wiadomym wyborem już od dawno było miejsce debiutu - Okuninka i odbywający się tam Żelazny Triathlon nad jeziorem Białym. Rok wcześniej byłem tam jako kibic i bardzo mi się podobało. Poza tym jezioro dobrze mi znane oddalone od mojej rodzinnej miejscowości czyli Chełma o jakieś 40 - 50 min jazdy samochodem. Taki lokalny patriotyzm.
Start opłacony i widnieje na liście startowej.
Niby wszystko ok bo biegać przecież biegam więc 5 km to nie problem. Na rowerze jeździć umiem, pływać też czyli powinienem dać radę. Ale przecież triathlon to też sprzęt. Oczywiście wystarczy najzwyklejszy rower jak również można płynąć w samych majtach i pianka nie potrzebna. Jednak wiedziałem, że tą drugą rzecz muszę mieć na 100%. Pianka to przede wszystkim lepsza wyporność na wodzie i izolacja termiczna od zimnej wody więc mając piankę wiedziałem, że będę czuł się w wodzie dużo pewniej. No i szybciej się płynie w piance to też ważne. Oczywiście jak to u mnie wszystko czyli na ostatnią chwilę zdecydowałem się na zakup pianki Dare2tri Basic czyli jednej z najtańszych na rynku. Pianka jest teraz czas na rower. Tutaj ogarnąłem sprawę trochę szybciej. Wujek przekazał mi swoją starą bardzo starą szosówkę a dokładnie rower Romet Mistral mający chyba ze 30 lat :D. Rower wizualnie wyglądał ok, gorzej już resztą. Oddałem rower do serwisu gdzie panowie powiedzieli, że za 100 zł zrobią tak, że rower będzie wstanie jeździć ale cudów nie ma co oczekiwać. Oczywiście tych cudów nie oczekiwałem ale rower rzeczywiście był stanie spokojnie jeździć jedynie co jakiś czas coś tam pykało i pstrykało. Ale najważniejsze było to aby wytrzymał 20 km na zawodach.
Przed startem
Do Okuninki pojechał ze mną mój tato. Wyjechaliśmy z Chełma odpowiednio wcześniej żeby na spokojnie ogarnąć odbiór pakietów oraz przygotowanie sprzętu w strefie zmian.
Pakiet odebrany, rower z koszem odstawiony czas powoli nakładać piankę. Sprawna odprawa zawodników i pełnym wytłumaczeniem co, jak i gdzie na zawodach, można kierować się na pierwszą konkurencję czyli czas na pływanie.
Pływanie
Poszło lepiej niż się spodziewałem. Ogólnie do tej konkurencji przystąpiłem jak to się mówi z marszu pod względem znajomości pływania na otwartych wodach. Pianka kupiona na ostatnią chwilę. Tylko jedno "Open Water" przed zawodami. Chociaż ciężko to było nazwać prawdziwym Open Water. Chwila w wodzie aby mniej więcej zobaczyć jak się pływa w jeziorze i to jeszcze bez pianki.
Już przed samym startem nie mogłem się doczekać aby poczuć jak to jest w wodzie w piance i tutaj już na początku lekki szok. Czuć sporą wyporność. Kilka pierwszych ruchów w wodzie i "Wow, jest fajniej niż mi się wydawało!" Od razu pomyślałem, że powinno być dobrze bo dystansu się nie bałem, o głębokiej wodzie nie myślałem bo wiedziałem i słyszałem, że akurat w tym miejscu głęboko nie będzie. Ogólnie plan był jeden płynąć jak najwięcej albo nawet i całość kraulem.
Ustawiam się na końcu stawki bo jeszcze nie wiem co mnie czeka w tzw. pralce więc wole uniknąć skopanej głowy na samym początku.
3... 2... 1...START!
To co się działo przez pierwsze 3 - 4 min to po prostu MASAKRA! Ale taka pozytywna hehe. Mimo, że wystartowałem z samego końca okazało się, że tej całej kopaniny nie da się uniknąć. Z przodu, z tyłu, z boku! A to w głowę, a to w nogi cały czas ktoś kopał mnie albo ja jego. Domyślam się, że tak jest zawsze ale tutaj było to też spowodowane trochę miejscem startu. Było za wąsko i nie dało się wypłynąć nawet na głębszą wodę aby płynąć trochę bokiem bo tam już byli ci najszybsi którzy byli już po nawrotce. A z drugiej strony szuwary i bardzo płytka woda gdzie dużo osób szło.
Plan ciągłego płynięcia kraulem ciężki do realizowania przez ścisk jaki panował na początku no i przez brak doświadczenia. Także walka o przetrwanie w pralce i wyczekiwanie nawrotki bo tam wiedziałem, że wypłynę na głębszą wodę gdzie może i nadrobię trochę metrów ale będę mógł normalnie płynąć.
I jest nawrotka gdzie realizuje swój plan i wypływam na głębszą wodę. Tutaj już zdecydowanie mniej ludzi. Wydaje się, że chyba każdy kto zrobił jak ja ma więcej miejsca w wodzie. Co jakiś czas kopnie albo jak kopnę kogoś ale nie jest to już tak uciążliwe. Trudne za to jest nawigowanie czy aby dobrze się płynie. Co jakiś czas koryguję kierunek płynięcia bo okazuję się, że płynę w innym kierunku niż wydawało mi się to kilka sekund wcześniej i tak już prawie do końca.
Ostatnie metry i czas na pierwszą zmianę. Całą kolejność zdejmowania pianki z siebie miałem zaplanowaną dużo wcześniej więc musiałem się skupić aby zrobić wszystko dobrze. Najpierw okularki na szyję, później suwak w dół, później lewy rękaw, później czepek. Ta kolejność była najważniejsza bo pod czepkiem miałem zegarek aby GPS nie zgubił się w wodzie. GPS się nie zgubił czas też mi się nie wyłączył więc wszystko elegancko zagrało na pływaniu. Patrze na zegarek i widzę 15 min i 40 sek. Jestem z tego mega zadowolony bo zakładałem aby popłynąć poniżej 17 min a tutaj czas totalnie mnie zaskoczył.
Zmiana przeszła w sumie płynnie. Piankę udało się ściągnąć bez problemu i w miarę szybko. Plan był taki aby zjeść jeszcze w strefie baton SiS'a który miałem wcześniej przygotowany ale koniec końców zapomniałem o tym. Czas na rower.
Czas oficjalny
Czas na nieszczęsny rower. Bo do momentu wejścia na niego wydawało mi się, że w T1 zrobiłem wszystko jak należy jednak było inaczej. Po pierwsze to niezjedzony baton a dwa to numer startowy o którym zapomniałem. Zawiesiłem go wcześniej na ramie i to był błąd. Rano pomyślałem, że jak będzie wisiał to o nim nie zapomnę, było odwrotnie. Zobaczyłem, że go nie założyłem dopiero jak ruszyłem już na rowerze. Po prostu sobie wisiał. Nie udało mi się go założyć podczas jazdy wiec czekał mnie chwilowy postój. Zdenerwowałem się strasznie na tą całą sytuację a jeszcze przede mną było jedzenie batona na rowerze. Tutaj już poszło łatwiej chociaż wiadomo musiałem jechać trochę wolniej.
Trasa niby 20 km ale w sumie wyszło 21 km z kawałkiem. Trzy pętle. Pętle strasznej męczarni. Nie będę zawał wszystkiego na rower bo kolarzem wybitnym też nie jestem. Ale jednak sprzęt prawie 30 letni do takiej jazdy się nie nadaję. Ogólnie nie wiem co o rowerze miałbym napisać więcej. Plan był aby utrzymać prędkość równą 30km/h ale nici z tego. Zwyczajnie rower nie dawał takich możliwości. Dobrze, że dotarłem do tej mety bo chyba to cud, że rower wytrzymał taką jazdę. Czułem się strasznie zdemotywowany jak co chwilę wyprzedzali mnie kolejny zawodnicy którzy byli za mną po wyjściu z wody i z pętli na pętle coraz mnie osób zostawało na trasie rowerowej.
Chciałem tą męczarnie skończyć jak najszybciej. Udało się to w 46 min i 41 czyli jakieś 5 min wolniej niż chciałem to zrobić. Bez komentarza.
Zmiana z roweru na bieganie poszła bardzo szybko. Jechałem w butach do biegania więc wystarczyło tylko zostawić rower i zmienić kas na daszek. Nie cała minuta i już jestem na trasie biegowej.
Czas oficjalny
Wybiegłem jako jeden z ostatnich bo na rowerze zostało dziewiętnaście osób. Więc liczyłem na to, że uda mi się kilka osób na bieganiu wyprzedzić. No i tak było... bo wyprzedziłem całe pięć osób. Trasa miała mieć 5 km było więcej. Ogólne założenie przed startem to pobiec poniżej 28 min. Cel zrealizowany bo poszło w 27 min 38 sek gdzie trasa miała prawie 400 m więcej.
Biegło się dobrze. Bałem się zejścia z roweru i tego jak nogi będą pracowały. I przyznaje, że przez pierwsze minuty było ciężko. Bolały mnie strasznie łydki ale z minuty na minutę ból ustępował i wszystko było ok. Oddychało mi się dobrze. Dużej zadyszki nie łapałem. Starałem się kontrolować tempo aby zbyt mocno nie przeszarżować. Śmieszny był pierwszy kilometr. Wydawało mi się, że biegnę bardzo wolno. Jednak pipczący zegarek pokazał, że pierwszy kilometr wpadł w tempie 4:57 min/km czyli dużo szybciej niż zakładałem. Po tym komunikacie trochę zwolniłem bo do mety jeszcze 4 km i dużo się może wydarzyć. Z minuty na minutę na trasie pozostawało coraz mnie zawodników wiec widziałem, że rewelacyjnego miejsca nie zajmę. Także już aby do mety. Ostatni nawrót na pętli i ścieżką rowerową wzdłuż jeziora do mety. Zegar pokazuję czas 1h 35 min 22 sek.
Wrażenia po zawodach
Mimo kilku błędów i tragicznej jazdy na rowerze powiem, że było SZTOS! Na mecie cieszyłem się bardzo, że w ogóle udało się wystartować i ukończyć pierwszy w życiu triathlon. Wynik na ten moment nieistotny jeszcze go pewnie nie raz poprawię. Triathlon spodobał mi się tak bardzo, że wiem, że ten start nie był tylko jednorazowym epizodem. W tym roku pewnie już nigdzie nie wystartuję bo czasowo nie dam rady ogarnąć żadnego startu ale za rok do Okuninki wracam na pewno.
Sprzęt użyty na zawodach
Pływanie:
- Pianka Dare2tri Basic
www.dare2tri.pl/dare2tribasic
- Okularki Arena Viper Mirror
www.dotsport.pl/arenavipermirror
- Czepek z Decathlonu
Rower
- Romer Mistral :)
- Kask z Decathlonu
Bieganie
- Buty Asics DynaFlyte
www.runnerart.blogspot.com/asicsdynaflyte
No i oczywiście zegarek Garmin 310XT
Wyniki
Enduhub - www.enduhub.com/pl/rorat-artur/
Chartee - www.chartee.pl/arturrorat
Post a Comment