Realcja - Druga Dycha do Maratonu Lublin
Niedzielna dycha to bieg przełajowy, bieg którego się obawiałem właśnie ze względu miejsce w którym przyszło nam rywalizować, czyli lubelski las Dąbrowa. Jednak nie było tak źle jak sobie to wyobrażałem, ale po kolei.
W sobotę udałem się do biura zawodów aby odebrać pakiet startowy. Podobnie jak przy pierwszej dyszce w pakiecie niż szczególnego nie ma. Numer, agrafki, chip jakieś ulotki i ku mojemu zadowoleniu opaska odblaskowa którą to już miałem zamawiać na allegro bo gdzieś stara mi się zagubiła, a no i paluszki od Lubelli też były w pakiecie. :)
Niedziela to dzień zawodów. Ubrania przygotowane dzień wcześniej więc rano na śniadanie owsianka, spakowanie plecaka i jedziemy na Zalew Zemborzycki, gdzie po raz kolejny przygotowany był start i meta.
Nad zalewem mimo nie najlepszej pogody (chociaż nie padało to nie można powiedzieć, że było źle) stawiło się prawie 800osób. Bardzo cieszy ta liczba. Pokazuję to, że w Lublinie jest coraz więcej ludzi biegających i to, że cykl dych jest ważną imprezą w kalendarzu biegowym, bo przecież nie tylko ludzie z Lublina startowali, ale i z wielu innych miast w Polsce.
Godzina 11:00 i startujemy. Pierwsze 700m to bieg trochę po kostce trochę po asfalcie i tutaj było jeszcze ciasno. Ale gdy przebiegliśmy ulicę Osmolicką zaczął się w końcu bieg przełajowy. Kałuże raz większe, raz mniejsze i niekończące się błoto towarzyszyło biegnącym już prawię do samego końca.
Przez pierwsze dwa kilometry jeszcze było dużo wyprzedzania co było ciężkim wyczynem czasami bo podobnie jak na 5tkach zBiegiemNatury wyprzedzanie w takich warunkach zabiera sporo sił, a przynajmniej mi plus był to ciągły podbieg. Przez las każdy bieg gęsiego po najlepszy torze gdzie było najmniej błota. Przedzieranie się przez nie powodowało nie raz salwy śmiechy i krzyków wśród uczestników biegu, ale było przynajmniej wesoło :). Kilka osób zaliczyło bliższe spotkanie z kałużami i błotem jednak na szczecie mi się to nie przytrafiło. Najcięższy moment biegu dla mnie to 6ty kilometr. Tam czekał na nas mały podbieg, jednak zmęczony ślizganiem się po błocie i skakaniem przez kałuże musiałem przez na chwilę w marsz. Kilka głębokich oddechów i mogę biec dalej. Siły wróciły i 7km to jeżeli wierzyć endomondo był najszybszym tego dnia.
Przy siódmym kilometrze znajdował się jedyny tego dnia punkt z wodą. Złapałem za kubek i na pewniaka wlewam wodę prosto do gardła... a woda to prawie lód jednak musiałem chociaż trochę się napić bo mimo dużej wilgotności powietrza trochę mnie już suszyło. 8km to kolejny podbieg i później prosta znana z 5tek zBiegiemNatury. Tutaj kilka osób już chyba zaczęło szykować się do finiszowania. Ja jednak wolałem zostawić siły na moment w którym znowu wbiegniemy na twardą nawierzchnię.
Na drzewie widzę kartkę z napisem 9km, więc i ja zaczynam przyspieszać. Jak tylko przebiegliśmy po raz drugi ul. Osmolicką wyprzedziłem osoby które były przed mną i ile sił w nogach prosto do mety. Po drodze kątem oka widzę moją Agatę z aparatem więc kciuk do góry chwila dla fotoreportera i ostatnie metry do mety.
Metę przebiegam z czasem 00:56:46 z którego jestem zadowolony, ponieważ przy tych warunkach zakładałem, że może być gorzej, dużo gorzej. Na mecie medal od wolontariuszki, napój oraz ciepła grochówkach. :)
Mimo wszelkich obaw bieg bardzo udany i już nie mogę się doczekać Trzeciej Dychy, która ma być biegiem nocnym z metą na hali Globus. Organizatorzy stają za każdym razem za wysokości zadania więc na trzeciej dyszce może być tylko lepiej. :)
Polecam świetną fotorelację wykonaną przez www.biegowaprzygoda.eu/ - KLIK!!!
W sobotę udałem się do biura zawodów aby odebrać pakiet startowy. Podobnie jak przy pierwszej dyszce w pakiecie niż szczególnego nie ma. Numer, agrafki, chip jakieś ulotki i ku mojemu zadowoleniu opaska odblaskowa którą to już miałem zamawiać na allegro bo gdzieś stara mi się zagubiła, a no i paluszki od Lubelli też były w pakiecie. :)
Niedziela to dzień zawodów. Ubrania przygotowane dzień wcześniej więc rano na śniadanie owsianka, spakowanie plecaka i jedziemy na Zalew Zemborzycki, gdzie po raz kolejny przygotowany był start i meta.
Nad zalewem mimo nie najlepszej pogody (chociaż nie padało to nie można powiedzieć, że było źle) stawiło się prawie 800osób. Bardzo cieszy ta liczba. Pokazuję to, że w Lublinie jest coraz więcej ludzi biegających i to, że cykl dych jest ważną imprezą w kalendarzu biegowym, bo przecież nie tylko ludzie z Lublina startowali, ale i z wielu innych miast w Polsce.
Godzina 11:00 i startujemy. Pierwsze 700m to bieg trochę po kostce trochę po asfalcie i tutaj było jeszcze ciasno. Ale gdy przebiegliśmy ulicę Osmolicką zaczął się w końcu bieg przełajowy. Kałuże raz większe, raz mniejsze i niekończące się błoto towarzyszyło biegnącym już prawię do samego końca.
Przez pierwsze dwa kilometry jeszcze było dużo wyprzedzania co było ciężkim wyczynem czasami bo podobnie jak na 5tkach zBiegiemNatury wyprzedzanie w takich warunkach zabiera sporo sił, a przynajmniej mi plus był to ciągły podbieg. Przez las każdy bieg gęsiego po najlepszy torze gdzie było najmniej błota. Przedzieranie się przez nie powodowało nie raz salwy śmiechy i krzyków wśród uczestników biegu, ale było przynajmniej wesoło :). Kilka osób zaliczyło bliższe spotkanie z kałużami i błotem jednak na szczecie mi się to nie przytrafiło. Najcięższy moment biegu dla mnie to 6ty kilometr. Tam czekał na nas mały podbieg, jednak zmęczony ślizganiem się po błocie i skakaniem przez kałuże musiałem przez na chwilę w marsz. Kilka głębokich oddechów i mogę biec dalej. Siły wróciły i 7km to jeżeli wierzyć endomondo był najszybszym tego dnia.
Przy siódmym kilometrze znajdował się jedyny tego dnia punkt z wodą. Złapałem za kubek i na pewniaka wlewam wodę prosto do gardła... a woda to prawie lód jednak musiałem chociaż trochę się napić bo mimo dużej wilgotności powietrza trochę mnie już suszyło. 8km to kolejny podbieg i później prosta znana z 5tek zBiegiemNatury. Tutaj kilka osób już chyba zaczęło szykować się do finiszowania. Ja jednak wolałem zostawić siły na moment w którym znowu wbiegniemy na twardą nawierzchnię.
Finisz :) |
Na drzewie widzę kartkę z napisem 9km, więc i ja zaczynam przyspieszać. Jak tylko przebiegliśmy po raz drugi ul. Osmolicką wyprzedziłem osoby które były przed mną i ile sił w nogach prosto do mety. Po drodze kątem oka widzę moją Agatę z aparatem więc kciuk do góry chwila dla fotoreportera i ostatnie metry do mety.
Metę przebiegam z czasem 00:56:46 z którego jestem zadowolony, ponieważ przy tych warunkach zakładałem, że może być gorzej, dużo gorzej. Na mecie medal od wolontariuszki, napój oraz ciepła grochówkach. :)
Mimo wszelkich obaw bieg bardzo udany i już nie mogę się doczekać Trzeciej Dychy, która ma być biegiem nocnym z metą na hali Globus. Organizatorzy stają za każdym razem za wysokości zadania więc na trzeciej dyszce może być tylko lepiej. :)
Medal za Drugą "Dychę" |
screen z Endomondo |
Post a Comment