Relacja - XXV Bieg Niepodległości w Warszawie - 11.11.2014
7:24 o tej godzinie rusza pociąg do Warszawy z Lublina, a w nim my jadący na XXV Bieg Niepodległości. Miałem małe obawy co do tego jechania rano, ale niestety szkoła i kilka innych rzeczy nie pozwoliły na wyjazd do Warszawy dzień wcześniej. Na szczęście obyło się bez opóźnień i o 9:45 już byliśmy na Dworcu Centralnym w Warszawie.
Pewnym krokiem poszliśmy na tramwaj, ale okazało się, że już nie jeżdżą w stronę Arkadii. Czasu były już coraz mniej, więc trzeba było złapać Taxi. Po paru minutach byliśmy już w Arkadii gdzie przebraliśmy się i szybko polecieliśmy na start. Myślałem, że się spóźnimy, ale trafiliśmy akurat na hymn, a później kolejne 20min czekaliśmy aż wybiegniemy z tego tłumu w IV-tej strefie. :)
Sam bieg bardzo spokojny ponieważ obiecałem podobnie jak zBiegiemNatury Agacie, że będę z nią od początku do końca. Na dodatek kilka dni przed biegiem Agata zachorowała i w ogóle zastanawiała się czy wystartować. Wystartowała i dała radę mimo osłabienia dobiec i przede wszystkim przebiec bez zatrzymywania się cała dychę. Niestety kosztowało ją to już w domu wieczorem ponowną gorączką, a wczoraj rano chorym gardłem na szczęście dzisiaj już jest lepiej.
Sama trasa super i jakbym startował i biegł swoim tempem czułem, że jednak mógłbym chyba pobić na tej trasie swoją życiówkę. Mimo tych tysięcy ludzi w pewnym momencie zrobiło się luźno. Ulice szerokie płaskie idealne do biegania jak dla mnie. Po drodze niby dwa większe podbiegi na wysokości Dworca Centralnego, ale krótkie i weszły mi bardzo dobrze nawet ich nie poczułem szczerzę mówią. Cały bieg pod każdym względem był bardzo dobry. Nic mnie nie zabolało, zero problemów żołądkowych co często mi się zdarza, nie czułem zmęczenia, a myślałem, że poranna podróż mnie trochę zmęczy tym bardziej, że późno się położyłem spać, ale nic z tych rzeczy tylko sama radość z biegania.
Atmosfera biegu super, bardzo dużo ludzi po drodze dopingujących biegaczy, aż się morda sama uśmiechała do tych ludzi :). Na mecie medal i napój i szybko do Arkadii żeby nas nie przewiało, a szczególnie Agatę.
Nasz czas to 1h 14min z sekundami. Nie ważny czas ważne, że znowu razem. :)
Pociąg powrotny o 16:05 także mieliśmy jeszcze czas na zjedzenie czegoś i na kawę.
Wrażenie super i jak nic nie stanie na przeszkodzie to pojawię się na pewno za rok.
Kolejny bieg w Warszawie na którym chcę być to półmaraton 30 marca 2014. Mam nadzieję, że uda mi się na niego zapisać.
A tym czasem w najbliższą sobotę w Lublinie kolejny bieg z cyklu zBiegiemNatury na którym oczywiście będę. :)
Pewnym krokiem poszliśmy na tramwaj, ale okazało się, że już nie jeżdżą w stronę Arkadii. Czasu były już coraz mniej, więc trzeba było złapać Taxi. Po paru minutach byliśmy już w Arkadii gdzie przebraliśmy się i szybko polecieliśmy na start. Myślałem, że się spóźnimy, ale trafiliśmy akurat na hymn, a później kolejne 20min czekaliśmy aż wybiegniemy z tego tłumu w IV-tej strefie. :)
Sam bieg bardzo spokojny ponieważ obiecałem podobnie jak zBiegiemNatury Agacie, że będę z nią od początku do końca. Na dodatek kilka dni przed biegiem Agata zachorowała i w ogóle zastanawiała się czy wystartować. Wystartowała i dała radę mimo osłabienia dobiec i przede wszystkim przebiec bez zatrzymywania się cała dychę. Niestety kosztowało ją to już w domu wieczorem ponowną gorączką, a wczoraj rano chorym gardłem na szczęście dzisiaj już jest lepiej.
Sama trasa super i jakbym startował i biegł swoim tempem czułem, że jednak mógłbym chyba pobić na tej trasie swoją życiówkę. Mimo tych tysięcy ludzi w pewnym momencie zrobiło się luźno. Ulice szerokie płaskie idealne do biegania jak dla mnie. Po drodze niby dwa większe podbiegi na wysokości Dworca Centralnego, ale krótkie i weszły mi bardzo dobrze nawet ich nie poczułem szczerzę mówią. Cały bieg pod każdym względem był bardzo dobry. Nic mnie nie zabolało, zero problemów żołądkowych co często mi się zdarza, nie czułem zmęczenia, a myślałem, że poranna podróż mnie trochę zmęczy tym bardziej, że późno się położyłem spać, ale nic z tych rzeczy tylko sama radość z biegania.
Atmosfera biegu super, bardzo dużo ludzi po drodze dopingujących biegaczy, aż się morda sama uśmiechała do tych ludzi :). Na mecie medal i napój i szybko do Arkadii żeby nas nie przewiało, a szczególnie Agatę.
Nasz czas to 1h 14min z sekundami. Nie ważny czas ważne, że znowu razem. :)
Pociąg powrotny o 16:05 także mieliśmy jeszcze czas na zjedzenie czegoś i na kawę.
Wrażenie super i jak nic nie stanie na przeszkodzie to pojawię się na pewno za rok.
Kolejny bieg w Warszawie na którym chcę być to półmaraton 30 marca 2014. Mam nadzieję, że uda mi się na niego zapisać.
A tym czasem w najbliższą sobotę w Lublinie kolejny bieg z cyklu zBiegiemNatury na którym oczywiście będę. :)
Trasa sprzyjała życiówkom a atmosfera była genialna :)
OdpowiedzUsuńGratulacje dla Agaty - wiem co znaczy biegać będąc chorym, nic przyjemnego - a tu taki ładny wynik.
Zapraszam za rok na bicie życiówki :)